Co się dzieje kiedy człowiek zostaje tak bardzo zraniony i staje się zagubiony? Kiedy widzi ból ukochanej osoby? Co rodzi się w głowie tak zdesperowanej istoty? Jaka nie uleczalna rana powstaje? Jak próbuje pozbyć się wspomnień?
Najpierw jest ból, strach potem nienawiść, a na końcu pragnienie zemsty.
••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••
Duży napis ,,Notte black'' od razu wrzucił mi się w oczy. Skierowałem się się w stronę tej właśnie restauracji.
-To tu poszliśmy na pierwsza randkę...- cicho szepnąłem do siebie. Pamiętałem każdy szczegół tej kawiarni, skrzypiące drzwi, które zawsze otwierałem, z wielką radością dla Chach, mały czarny dywanik na podłodze, fiołkowe ściany.
-Fiołkowy...-naszła mnie kolejna myśl - to jej ulubiony ulubiony kolor.- Wszedłem do środka. W budynku nie było tłumu. Tak naprawdę nie było tam prawie nikogo. Usiadłem przy stoliku koło okna. Tak, tym stoliku przy którym siedziałem tamtego wieczoru z Chach. Podeszła do mnie kelnerka.
-Co chce pan zamówić?-Usłyszałem spokojny głos młodej kobiety.
-Słucham?- zamyśliłem się.
-Czy chce pan coś zjeść?-powtórzyła pytanie, tym razem trochę bardziej nerwowo.
-Ach tak... Zjeść... Poproszę naleśniki.-Szeroko uśmiechnąłem się do kobiety. Ona tylko przytaknęła i odwzajemniła odrobinę, mniej szczery uśmiech. Naprawdę nie miałem ochoty na naleśniki, ale Chach je uwielbiała i zawsze je tu zamawiała.
Nie mogłem się skoncentrować. Dlaczego Luna wróciła? Dlaczego teraz? Czy mógłbym zostawić Chach i powrócić do niej?! Wiedziałem, że pomimo mojego nie wygaszającego uczucia do narzeczonej jestem do tego zdolny. Wiedziałem też, że gdybym tak uczynił potwornie zranił bym Chach. Ciągle nachodziły mnie te okropne myśli, wprawiając całe moje ciało w odrętwienie. Przypominałem sobie o tamtym wypadku. Jak bardzo nie ludzki może być człowiek? Jak bardzo podła musi być osoba, by wyrządzić coś tak okropnego, bezbronnej kobiecie? Dlaczego to musiało wydarzyć się jej? Przecież to taka dobra kobieta. Nie zasłużyła sobie na to! Nie wiedziałem gdzie są ci ludzie, jaką krzywdę mogą teraz komuś wyrządzać, ale wiedziałem że muszę pomścić Chache. Wiedziałem że nie mogę pozwolić by taka sytuacja zdarzyła się więcej razy jej czy jakiejkolwiek innej kobicie.
-Proszę-przerwał moje myśli kolejny raz głos kelnerki.
-Dziękuje.-Popatrzyłem się na kobietę i zacząłem jeść. Chociaż przez chwilę mogłem się odstresować i zapomnieć o moich problemach.
Po zjedzeniu wyszedłem z kawiarni. Chciałem wrócić do szpitala, kiedy jakiś obcy mężczyzna, zwrócił na siebie moją uwagę.
-Pssssst.-Obejrzałem się ale w okolicy nikogo nie było. Dźwięki kierowane były do mnie.
-Pssssst.-Znów usłyszałem to samo. Podszedłem bliżej a zza cienia wyłoniło się więcej postaci.
-Chcesz?- Mężczyzna wyciągnął swoją rękę w moją stronę. W dłoni trzymał małą sakiewkę z białym proszkiem w środku.
-Nie, to chyba nie dla mnie.-Odwróciłem się poszedłem w stronę szpitala. Przeszedłem nie więcej niż 20 metrów kiedy napadła mnie kolejna myśl.
-Jeden raz ci nie zaszkodzi.-odezwał się cichy głos w mojej głowię.-Zaspokoi twój ból. Znikną wszelkie problemy-kontynuował.
-Wszystko jest dla ludzi-szepnąłem i zawróciłem się z powrotem w stronę mężczyzn. Szedłem powoli żeby nie zwrócić na siebie uwagi.
-Ile za to chcecie?-odezwałem się cicho.
sobota, 28 września 2013
środa, 25 września 2013
Stworzona dla mnie-6
To była ona! To była naprawdę Luna! Myślałem, że da mi spokój po tym jak ostatnim razem ją zignorowałam. Ach tak zapomniałem ona tak łatwo się nie pooddaje i daje za wygraną.
-Hej.-Odpowiedziałem z małym grymasem
-Co ty tu robisz?-Oczy aż zaczęły jej świecić z ciekawości. Dwa wielki kryształki błyszczały w świetle lamp.
-A... E...-nagle się zaciąłem. Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Tak bardzo oszołomił mnie jej widok, że zapominałem gdzie i po co jestem. Wpatrzony w jej piękne, głębokie, czarne oczy, malutki, delikatny nosek i ciemno czerwone usta czułem jakby czas się zatrzymał. Stałem tak w bez ruchu dobre 5 minut. Myślami byłem daleko, dawno w miejscu, które teraz już nie istnieje w dniu, który teraz nie ma już dla mnie wartości z nią tą która mnie tak bardzo skrzywdziła. Przypominałem sobie każdy moment, każdą, chwile tamtego wieczoru. Czułem jakbym tam był. Znów przeżywał te same cudne minuty. Wspominałem właśnie sekundy do których nie chciałem wracać przez ostatnie trzy lata. Bałem się szczęścia które we mnie wtedy iskrzyło? Czy może tego, że nigdy nie będzie już tak pięknie? Nie chciałem czuć tego bólu, który ona mi w tedy wyrządziła mówiąc, że musi wyjechać.
-Bo ja wracam ze szpitala-Ocknąłem się nagle. Wiedziałem, że tracę Chach by na nowo zakochać się w Lunie.
-Ze szpitala? A co się stało?-Zapytała tak jak by nie chciała usłyszeć odpowiedzi. Oparła się o mur i poprawiła swój zestaw bransoletek, które poprzekręcały jej się w różne strony.
-Bo Chach... Pamiętasz Chach? Bawiliśmy się razem jak byliśmy mali.
-Pewnie, że pamiętam.-Odparła beztrosko, próbując nawiązać ze mną kontakt wzrokowy. Nie odwzajemniłem go.
-No więc została po... po...-Nie mogłem przełknąć tego, że ona teraz tak cierpi. Nie potrafiłem wypowiedzieć tych okropnych słów.
- pobita?-Luna dokończyła za mnie tak jakby wiedziała co chciałem powiedzieć.
-Tak... właśnie tak. Skąd wiedziałaś?-Zapytałem podejrzliwie i stanąłem bliżej jej.
-Domyśliłam się-Odpowiedziała krótko.
-A co? Już mi nie ufasz?-kontynuowała.
-Nie widzieliśmy się trzy lata. Mogłaś się bardzo zmienić.- Odpowiedziałem jej pogardliwie z lekko widocznym, wrednym uśmiechem. Co dziwne nie zapytała się o stan zdrowia Chach. Nie odwzajemniła żadnej reakcji żadnej troski czy współczucia. Jak ja mogłem wcześniej nie zauważyć tej jej oschłej natury?
-Wiesz Luna.. Śpieszę się.
-Poczekaj jeszcze chwilkę. Porozmawiajmy.-W jej oczach widziałem skrywaną nadzieje.
-Ja naprawdę nie mam czasu.
-Pewnie jesteś głodny... Może coś zjemy?-Skąd ona to wiedziała? Czułem się jakby weszła mi do głowy i przeszperała wszystkie myśli.
-Wiele się wydarzyło...Chciałbym to samemu przemyśleć.-Nie czekając na odpowiedzieć odwróciłem się i poszedłem na przód, zostawiając ją sama na pustym chodniku.
-Ale Louis! Zaczekaj!-Udałem, że nie słyszę tych ostatnich słów.
niedziela, 22 września 2013
Stworzona dla mnie-5
Obudziłem się w szpitalu. Sprężyny łózka mocno wbijały mi się w obolałe plecy. Przykryty byłem cienką kołdra i brązowym kocem. Duży pokój chodź wypełniony łóżkami był pusty. Jednak w pomieszczeniu mieszkali na pewno inni pacjenci. Uświadomiłem to sobie ponieważ, cztery materace leżące pod wielkim oknem, miały rozkopane prześcieradło kołdry i poduszki. Szafki przy łóżkach wypełnione były jedzeniem, słodyczami i kwiatami. Moja była pusta. Widocznie nikt do mnie nie przyszedł, wszyscy o mnie zapomnieli. Jedyną osobą, której na mnie zależało była Chach, właśnie co z nią?
Nade mną stał lekarz, w ręce trzymał czerwoną podkładkę wypełniona kartkami. Jego wzrok nie oddalał się od ,,lektury''. Nie zauważył, że się obudziłem, bo był zbyt zajęty czytaniem. Do fartucha miał przyczepioną srebrną plakietkę z napisem -,,Dr. Rouly Craight''- Litery były małe i ledwo wygrawerowane więc śpiący nie zdołałem ich przeczytać.
-Przepraszam...-powiedziałem cicho. Doktor w tym momencie spuścił wzrok z kartki i spojrzał na mnie spod okularów.
-Słucham?- Odpowiedział donośnym lecz miłym głosem
-Co z Chach?-zapytałem troskliwie.
-Śpi.-Odpowiedział krótko.
-Ale jak się czuje? Czy stało się jej coś poważnego?
-Jej nic, ale dziecku tak.- Doktor Craiht powiedział to tak lekko i bez skrupuł czy smutku jak by mówił to już tysiące razy. Jak mogłem być tak głupi? Zapomniałem o ciąży Chach! Gdybym się pośpieszył na pewno dziecku nic by nie groziło. To wszytko moja wina! Znów zawaliłem!
-Ale jak to? Co się stało? Dlaczego?-W głowie przemykało mi tysiące myśli, pytań, a żadnych odpowiedzi.
-Pani Linton na skutek ciężkich obrażeń cielesnych, zadawanych w brzuch utraciła ciąże.- W tej chwili przestałem słuchać dalszych opisów i skutków utraty dziecka mówionych przez doktora Craihta. Chach tak bardzo pragnęła tego dziecka! Była by taką świetną matką! Ona tak bardzo kochała swoje jeszcze i nigdy nie narodzone dziecko! Jak to możliwe? Czemu tak się stało? Dlaczego przytrafiło się to nam?
-A czy Chach... Czy ona wie?
-Nie, nie obudziła się jeszcze po operacji. Daliśmy jej mocne znieczulenie.
-Operacji? Jakiej operacji? Czy to coś poważnego?
-Zapewniam pana, panie Daniels, że to był prosty zabieg, który zresztą powiódł się jak najlepiej.
-Dobrze. A kiedy Chach się obudzi i kiedy będziemy mogli się wypisać ze szpitala?
-Pan będzie mógł wypisać się nawet dzisiaj, oprócz nie licznych obrażeń pleców jest pan całkowicie zdrowy. Z tym że będzie pan musiał przychodzić do nas codziennie na kontrole.
-A Chach?
-Pani Linton będzie musiała u nas zostać minimum do przyszłego piątku. To zależy od jej stanu zdrowia. W przeciągu dwóch tygodni fizycznie powinna dojść do siebie- Nie przeciągając dalej lekarz wyszedł za drzwi.
Wstałem, wyciągnąłem ubrania spod łóżka. Podszedłem do szarych drzwi na których widniał duży zielony napis -,,wc''- Wszedłem do środka. Na wprost mnie stało duże, prostokątne lustro. Przekręciłem zamek w drzwiach zamykając je i odwiązałem sobie biały szpitalny fartuch ,w którym spędziłem ostatnią noc. Stojąc nago odwróciłem się plecami do tyłu żeby zobaczyć bolącą i uciążliwą ranę na moich plecach. Duże fioletowo-czerwone rozdarcie zszyte było około 10 szwami. Nie chcąc na to dalej patrzeć zwróciłem się z powrotem w stronę białej ściany.
Ubrany wyszedłem z łazienki. Przed drzwiami zrobiła się już kolejka, wiec szybko ominąłem stojących ludzi i skierowałem się w stronę drzwi wyjściowych. Nie szukałem długo rejestracji ponieważ na ścianie wisiała duża strzałka z napisem -,,rejestracja''- z dzióbkiem skierowana w jej stronę. Podszedłem więc do pani siedzącej za biurkiem i od razu się wypisałem. przy okazji zapytałem, w którym pokoju leży Chach Linton. Po odpowiedzi skierowałem się w stronę długiego ciemnego korytarza i szukałem numerku na drzwiach -,,36''- Wszedłem do pokoju. w łóżko pod oknem leżała moja śpiąca piękność. Z każdym krokiem bliżej nie miałem ochoty patrzeć na pobitą i pełną fioletowych siniaków Chach. Wolno, by jej nie obudzić podeszłem do niej. Spała. Złapałem ją lekko za rękę i usiadłem koło niej. Byłem przy niej około 3 godziny. Czekałem z nadzieją, że się obudzi. Nie zrobiła tego.
Głodny wyszedłem ze szpitala. Zapomniałem wszystkich dróg do jakiejkolwiek knajpy z jedzeniem. To pewnie przez ten stres. Poszedłem więc na przód drogą, która wydawała mi się najcichsza i najspokojniejsza. Kroki stawiałem wolno i nie pewnie. Cały czas myślałem o Chach, tamtym wieczorze i o naszym dziecku. zapatrzony w chodnik poczułem lekki wstrząs uderzenia w ramie. Wpadłem na kogoś. Podniosłem głowę by spojrzeć na tą osobę i by ja przeprosić za moja nieuwagę. Gdy...
-Hej.
Nade mną stał lekarz, w ręce trzymał czerwoną podkładkę wypełniona kartkami. Jego wzrok nie oddalał się od ,,lektury''. Nie zauważył, że się obudziłem, bo był zbyt zajęty czytaniem. Do fartucha miał przyczepioną srebrną plakietkę z napisem -,,Dr. Rouly Craight''- Litery były małe i ledwo wygrawerowane więc śpiący nie zdołałem ich przeczytać.
-Przepraszam...-powiedziałem cicho. Doktor w tym momencie spuścił wzrok z kartki i spojrzał na mnie spod okularów.
-Słucham?- Odpowiedział donośnym lecz miłym głosem
-Co z Chach?-zapytałem troskliwie.
-Śpi.-Odpowiedział krótko.
-Ale jak się czuje? Czy stało się jej coś poważnego?
-Jej nic, ale dziecku tak.- Doktor Craiht powiedział to tak lekko i bez skrupuł czy smutku jak by mówił to już tysiące razy. Jak mogłem być tak głupi? Zapomniałem o ciąży Chach! Gdybym się pośpieszył na pewno dziecku nic by nie groziło. To wszytko moja wina! Znów zawaliłem!
-Ale jak to? Co się stało? Dlaczego?-W głowie przemykało mi tysiące myśli, pytań, a żadnych odpowiedzi.
-Pani Linton na skutek ciężkich obrażeń cielesnych, zadawanych w brzuch utraciła ciąże.- W tej chwili przestałem słuchać dalszych opisów i skutków utraty dziecka mówionych przez doktora Craihta. Chach tak bardzo pragnęła tego dziecka! Była by taką świetną matką! Ona tak bardzo kochała swoje jeszcze i nigdy nie narodzone dziecko! Jak to możliwe? Czemu tak się stało? Dlaczego przytrafiło się to nam?
-A czy Chach... Czy ona wie?
-Nie, nie obudziła się jeszcze po operacji. Daliśmy jej mocne znieczulenie.
-Operacji? Jakiej operacji? Czy to coś poważnego?
-Zapewniam pana, panie Daniels, że to był prosty zabieg, który zresztą powiódł się jak najlepiej.
-Dobrze. A kiedy Chach się obudzi i kiedy będziemy mogli się wypisać ze szpitala?
-Pan będzie mógł wypisać się nawet dzisiaj, oprócz nie licznych obrażeń pleców jest pan całkowicie zdrowy. Z tym że będzie pan musiał przychodzić do nas codziennie na kontrole.
-A Chach?
-Pani Linton będzie musiała u nas zostać minimum do przyszłego piątku. To zależy od jej stanu zdrowia. W przeciągu dwóch tygodni fizycznie powinna dojść do siebie- Nie przeciągając dalej lekarz wyszedł za drzwi.
Wstałem, wyciągnąłem ubrania spod łóżka. Podszedłem do szarych drzwi na których widniał duży zielony napis -,,wc''- Wszedłem do środka. Na wprost mnie stało duże, prostokątne lustro. Przekręciłem zamek w drzwiach zamykając je i odwiązałem sobie biały szpitalny fartuch ,w którym spędziłem ostatnią noc. Stojąc nago odwróciłem się plecami do tyłu żeby zobaczyć bolącą i uciążliwą ranę na moich plecach. Duże fioletowo-czerwone rozdarcie zszyte było około 10 szwami. Nie chcąc na to dalej patrzeć zwróciłem się z powrotem w stronę białej ściany.
Ubrany wyszedłem z łazienki. Przed drzwiami zrobiła się już kolejka, wiec szybko ominąłem stojących ludzi i skierowałem się w stronę drzwi wyjściowych. Nie szukałem długo rejestracji ponieważ na ścianie wisiała duża strzałka z napisem -,,rejestracja''- z dzióbkiem skierowana w jej stronę. Podszedłem więc do pani siedzącej za biurkiem i od razu się wypisałem. przy okazji zapytałem, w którym pokoju leży Chach Linton. Po odpowiedzi skierowałem się w stronę długiego ciemnego korytarza i szukałem numerku na drzwiach -,,36''- Wszedłem do pokoju. w łóżko pod oknem leżała moja śpiąca piękność. Z każdym krokiem bliżej nie miałem ochoty patrzeć na pobitą i pełną fioletowych siniaków Chach. Wolno, by jej nie obudzić podeszłem do niej. Spała. Złapałem ją lekko za rękę i usiadłem koło niej. Byłem przy niej około 3 godziny. Czekałem z nadzieją, że się obudzi. Nie zrobiła tego.
Głodny wyszedłem ze szpitala. Zapomniałem wszystkich dróg do jakiejkolwiek knajpy z jedzeniem. To pewnie przez ten stres. Poszedłem więc na przód drogą, która wydawała mi się najcichsza i najspokojniejsza. Kroki stawiałem wolno i nie pewnie. Cały czas myślałem o Chach, tamtym wieczorze i o naszym dziecku. zapatrzony w chodnik poczułem lekki wstrząs uderzenia w ramie. Wpadłem na kogoś. Podniosłem głowę by spojrzeć na tą osobę i by ja przeprosić za moja nieuwagę. Gdy...
-Hej.
sobota, 21 września 2013
Stworzona dla mnie-4
Zastygłem. Nie miałem pojęcia co robić. To było ona! Na pewno to była ona! Wszędzie poznałbym te kasztanowe kręcone włosy, zgrabna sylwetkę i te błyszczące, niebieskie, głębokie, oczy. Nawet z takiej odległości! To była Chache!
Krzyki narastały. Były coraz głośniejsze i krótsze. Musiałem się pospieszyć. Cofnąłem się. Zatopiłem się w cieniu. Skoro oni krzywdzą moją narzeczoną sprawa przyjmuje całkowicie innego znaczenia. Myślałem szybko, bardzo szybko. Bałem się, że nie zdążę jej pomóc, ze nic nie wymyśle! Oparłem się o ściany i poczułem lekki wstrząsnął wywołany mocnym uderzeniem o mur. Przestraszyłem się. Czy oni mogli żucić Chach o ścianę? Czy coś mogło jej się stać? Spanikowałem, wiedziałem, że nie myślę logicznie. Bałem się o jej życie. Łzy cisnęły mi się do oczu na samą myśl o tym jak bardzo teraz krzywdzą moją ukochaną jak ona musi się bać. Spojrzałem żeby przekonać się jakie jest ułożenie napastników. Nie miałem planu ale musiałem działać szybko.
Wyłoniłem się z cienia. Chciałem wyglądać jak najgroźniej i efektowniej. Postawiłem wysoko barki żebym wyglądał na wysokiego i groźnego mężczyznę. W tym samym momencie głowy trzech mężczyzn zwróciły się w moją stronę. Chwilę stali w jednej i tej samej pozycji bez ruchu. Po paru sekundach zaczęli się oglądać po sobie. widocznie nie byli przygotowani na taki zwrot akcji. Podszedłem bliżej i krzyknąłem.
-Co robicie do jasnej cholery!?
Jako odpowiedź dostałem pogardliwy śmiech powtarzający się w kółko po echu odbijającym się w kamieniczce. Zrozumiałem, że nie będzie tak łatko.
-Wynocha bo wam nogi z dupy powyrywam!-Krzyknąłem jeszcze raz tylko głośniej i wyraźniej. Starałem się by mój głos nabrał jak najniższej tonacji.
Znów to samo. Śmiech. Widocznie nie zamierzali przestać.
Chciałem zawołać jeszcze raz ale poczułem dziwny ucisk w plecach. Przerażony i zdezorientowany upadłem na zimną ziemie. Czułem straszne i uciążliwe cierpienie. Zrozumiałem, że dostałem drążkiem w plecy. Czasami przed moimi oczami pojawiły się mroczki. Wszystkie dźwięki ustały. Była tylko cisza. Chwilami widziałem jedynie ciemność. Ale wiedziałem po co tu przyszłym i dla kogo czuje ten ból. Nie dałem się omotać draśnięciem. Śnieg zrekompensował upadek. Ból po chwili ustał.
Zakrwawiony drążek leżał za moimi plecami. Złapałem za niego. Mężczyźni nadal stali krzywdząc moją ukochana. podbiegłem do nich wrzeszcząc jak najgłośniej potrafiłem. Myślałem może, że ktoś usłyszy krzyki i mi pomoże. Waliłem na oślep napastników. Czułem coraz to mocniejsze kopniaki i uderzenia zadawane mi w plecy i w nogi. Wiedziałem że nie mogę się poddać. Musiałem to wytrwać, musiałem dla Chach. Zebrałem w sobie wszystkie siły i walnąłem jak najmocniej w człowieka stojącego przede mną. Ten upadł. Pozostali podbiegli do niego złapali go za nogi i ręce i uciekli. Ostatni raz zobaczyłem ich twarze. Złowrogie miny i wyraźne spojrzenia na zawsze utknęło mi w pamięci.
Zakrwawiony drążek leżał za moimi plecami. Złapałem za niego. Mężczyźni nadal stali krzywdząc moją ukochana. podbiegłem do nich wrzeszcząc jak najgłośniej potrafiłem. Myślałem może, że ktoś usłyszy krzyki i mi pomoże. Waliłem na oślep napastników. Czułem coraz to mocniejsze kopniaki i uderzenia zadawane mi w plecy i w nogi. Wiedziałem że nie mogę się poddać. Musiałem to wytrwać, musiałem dla Chach. Zebrałem w sobie wszystkie siły i walnąłem jak najmocniej w człowieka stojącego przede mną. Ten upadł. Pozostali podbiegli do niego złapali go za nogi i ręce i uciekli. Ostatni raz zobaczyłem ich twarze. Złowrogie miny i wyraźne spojrzenia na zawsze utknęło mi w pamięci.
Radość ogarnęła mnie całego. Poszli sobie. Już nigdy nie wrócą. Pomyślałem. Odwróciłem się by spojrzeć na Chach i ustalić jej stan zdrowia. Leżała bezbronnie na chodniku. Była cała poobijana i zakrwawiona. Kłębki włosów leżały na około jej zmarzniętego i sinego ciała. Widocznie musieli ją za nie trzymać. Czerwona czapka leżała 2 metry dalej, a rękawiczka w przeciwnym rogu kamieniczki. Co ona musiała przejść? Wiedziałem, że nie pozbędzie się traumy po zdarzeniu do końca życia. Jednak była ubrana. Nie miała przy sobie torebki. Czy to możliwe, że Ci mężczyźni zaatakowali ją tylko po to by odebrać jej pieniądze? To nie było teraz ważne. Próbowałem ją obudzić ale była nie przytomna. Zdążyłem tylko zadzwonić po karetkę i zemdlałem z wycieńczenia.
sobota, 14 września 2013
Stworzona dla mnie-3
Jedno spojrzenie i zmienia się wszystko... Jedne oczy i miłość nabiera innego znaczenia.... Jedna chwila i ona staje się twoim życiem... Jedna pomyłka i tracisz je....
••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••
Nie mogę się skupić, ciągle myślę o mojej wczorajszej rozmowie z Chache. Uliczne hałasy zagłuszają wszystkie moje myśli, nie mogę się skoncentrować przez co wściekam się coraz bardziej. Postanowiłem założyć słuchawki. Włożyłem rękę do kieszeni by wyjąć z niej MP4. Ku mojemu zaskoczeniu była pusta. Wiedziałem, że jeśli zaraz nie znajdę odtwarzacza wpadnę w atak furii. Położyłem plecak na chodniku schyliłem się by go przeszukać. W żadnej z moich kieszeni nie było MP4! Jak to możliwe? Czyżbym o niej zapomniał? Wstałem i zobaczyłem ciągnący się kabelek od słuchawek wystający z mojej kieszeni w bluzie. Od razu mi ulżyło.
Czułem na sobie spojrzenia innych ludzi. Widziałem jak ich wzrok wędrował po moim ciele, szukając ran po samookaleczeniu. W końcu co mogli powiedzieć na ciemnowłosego chłopaka w ciemnych ubraniach z małymi słuchawkami z których słychać było wrzaski metalowej kapeli? Mimo to szedłem na przód wpatrzony w moje wysokie glany. Nie byłem w najlepszym humorze, znów wróciła; panika, depresja, strach, zaniedbanie i... ból. Ból po utracie bliskiej osoby! Stało się to tak dawno! A ja? Ja wciąż nie mogę się z tym pogodzić!
Poszedłem na skróty przez wąską uliczkę pomiędzy blokami. Chłód doskwierał coraz bardziej. Było już ciemno chodź zegarek ledwo wskazywał 17.00. Śnieg padał coraz mocniej, a wiatr przedzierał się coraz bardziej przez materiał ubrań. Pomiędzy odgłosami muzyki słyszałem jakieś poszczególne wrzaski. Na początku myślałem, że to jakaś fraza w piosence, której wcześniej nie zauważyłem. Po woli zacząłem uświadamiać sobie, że to krzyki, krzyki kobiety błagającej o pomoc. Szybko wyrzuciłem MP4 na ziemię. Stanąłem na środku chodnika i próbowałem ustalić stronę z której dobiegały te dźwięki. Ten głos... skądś go znalem... Ale nie wiedziałem skąd.
Pobiegłem na przód. Zobaczyłem sylwetkę trzech mężczyzn i kobiety. Ubrani byli w luźne spodnie z niskim krokiem i ciemne kurtki. Jeden był łysy i gruby. Widocznie musiał być bardzo silny bo momentami przytrzymywałam ofiarę w bezruchu. Drugiemu burzę włosów zakrywała fioletowa czapka. Był chudy i całkiem przystojny. wyglądał bardzo młodo. Jego garbaty nos lekko przypominał nosy czarownic z dziecięcych opowiadać. Trzeciego nie było widać. Stał w cieniu.
Dziewczyna szarpała się i krzyczała wniebogłosy. Można było się tylko domyśleć co mężczyźni planowali zrobić. Twarz kobiety zasłaniała fala ciemnobrązowych włosów. W świetle lamp było widać nieznaczną część buzi dziewczyny. Kobieta wydawała mi się znajoma. Czy to mogła być... Nie, to nie możliwe!?
••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••
Nie mogę się skupić, ciągle myślę o mojej wczorajszej rozmowie z Chache. Uliczne hałasy zagłuszają wszystkie moje myśli, nie mogę się skoncentrować przez co wściekam się coraz bardziej. Postanowiłem założyć słuchawki. Włożyłem rękę do kieszeni by wyjąć z niej MP4. Ku mojemu zaskoczeniu była pusta. Wiedziałem, że jeśli zaraz nie znajdę odtwarzacza wpadnę w atak furii. Położyłem plecak na chodniku schyliłem się by go przeszukać. W żadnej z moich kieszeni nie było MP4! Jak to możliwe? Czyżbym o niej zapomniał? Wstałem i zobaczyłem ciągnący się kabelek od słuchawek wystający z mojej kieszeni w bluzie. Od razu mi ulżyło.
Czułem na sobie spojrzenia innych ludzi. Widziałem jak ich wzrok wędrował po moim ciele, szukając ran po samookaleczeniu. W końcu co mogli powiedzieć na ciemnowłosego chłopaka w ciemnych ubraniach z małymi słuchawkami z których słychać było wrzaski metalowej kapeli? Mimo to szedłem na przód wpatrzony w moje wysokie glany. Nie byłem w najlepszym humorze, znów wróciła; panika, depresja, strach, zaniedbanie i... ból. Ból po utracie bliskiej osoby! Stało się to tak dawno! A ja? Ja wciąż nie mogę się z tym pogodzić!
Poszedłem na skróty przez wąską uliczkę pomiędzy blokami. Chłód doskwierał coraz bardziej. Było już ciemno chodź zegarek ledwo wskazywał 17.00. Śnieg padał coraz mocniej, a wiatr przedzierał się coraz bardziej przez materiał ubrań. Pomiędzy odgłosami muzyki słyszałem jakieś poszczególne wrzaski. Na początku myślałem, że to jakaś fraza w piosence, której wcześniej nie zauważyłem. Po woli zacząłem uświadamiać sobie, że to krzyki, krzyki kobiety błagającej o pomoc. Szybko wyrzuciłem MP4 na ziemię. Stanąłem na środku chodnika i próbowałem ustalić stronę z której dobiegały te dźwięki. Ten głos... skądś go znalem... Ale nie wiedziałem skąd.
Pobiegłem na przód. Zobaczyłem sylwetkę trzech mężczyzn i kobiety. Ubrani byli w luźne spodnie z niskim krokiem i ciemne kurtki. Jeden był łysy i gruby. Widocznie musiał być bardzo silny bo momentami przytrzymywałam ofiarę w bezruchu. Drugiemu burzę włosów zakrywała fioletowa czapka. Był chudy i całkiem przystojny. wyglądał bardzo młodo. Jego garbaty nos lekko przypominał nosy czarownic z dziecięcych opowiadać. Trzeciego nie było widać. Stał w cieniu.
Dziewczyna szarpała się i krzyczała wniebogłosy. Można było się tylko domyśleć co mężczyźni planowali zrobić. Twarz kobiety zasłaniała fala ciemnobrązowych włosów. W świetle lamp było widać nieznaczną część buzi dziewczyny. Kobieta wydawała mi się znajoma. Czy to mogła być... Nie, to nie możliwe!?
wtorek, 10 września 2013
Stworzona dla mnie-3
Ręce zaczęły mi drżeć na sama myśl o tamtym dniu. Pojawiły sie zimne poty, a rumieńce zalały moję poliki. Nie chcialem o tym rozmawiać, ale wiedziałem, że muszę. Powinna o tym wiedzieć. Powinna wiedzieć, ze jestem... mordercą....
-Dobrze, mineło tyle czasu, moge Ci już o tym powiedzieć, nie ja muszę Ci o tym powiedzieć!-Wykrzyczałem nagle, zakręciło mi sie w głowie i prawie spadłem z krzesła.
-Kochanie... Ale co sie stało? O czym ja nie wiem?-Zapytała zdziwiona Chach. Bałem sie, że po tym co jej powiem odejdzie, odejdzie o demnie, odejdzie na zawsze... W prawdzie pozbierałem sie juz po wypadku, ale nadal nie potrafie uświadomić sobie, że mój ojciec nie żyje, i to z mojej winy!
-Jechaliśmy w nocy. Odwoziłem rodziców na bal sylwesrtowy. Jakis pijany kierowca, wyjechał, wyjechał nam zza zakrętu!-Powiedziałem i zacząlem płakac jak małe dziecko.
-uderzył w nas.-nie dałem sobie przerwać- Uderzył w tatę! W mojego tatę!-krzyczełem, a w myślach błąkałem sie gdzieś tam... daleko... Konstruując minute po minucie, powtarzając sekunde po sekundzie tamtego dnia tamtego zdarzenia.
-On zginął! I to przezemnie! Zginął na miejscu!
-Kochanie! kto Ci tak powiedział? To wina tamtego kierowcy!-Chach objeła mnie, pocałowała lekko w policzek i przytuliła mocno. Nagle zrobiło mi sie w sercu ciepło, goraco.
-On zginął na miejscu! Widziałem jak umiera! Nie mogłem nic zrobic unieruchomiony przez poduszki powietrzne. Widziałem jego łzy, jego ostatnie łzy, jego ostatni usmiech, tak usmiechał sie do mnie! Tylko do mnie! Ten jego ostatni uśmiech był dla mnie, tylko dla mnie! I ostatni raz spojzałem na oddalaące się auto tamtego kierowcy, a po tem obudziłem się w szpitalu. Nic wiecej nie pamietam. Matka mi tego nie wybaczyła i nigdy nie wybaczy!-Znów zawirowałem, czułem się jakbym latał.
-Ale czego nie wybaczy jak ty niczego nie zrobiłeś?-Szepneła mi delikatni do ucha.
-Zabiłem go rozumiesz?! Zabiłem!
środa, 4 września 2013
Stworzona dla mnie-2
Nie na wszystko trzeba zwracać uwagę. Czasem można przymknąć na nie oko i chodź sumienie nas zżera ominąć je szerokim łukiem bez dalszych konsekwencji.
Pomiędzy głuchymi odgłosami nawałnicy, słychać było stukot obcasów krzątających się po jasnej od świec i latarek kuchni. Dźwięk stawał się coraz głośniejszy. W reście smukła sylwetka Chach pojawiła się w dziurze po drzwiach, które miałem pomalować już 3 tygodnie tamu.
-Co z naszą wspólną kolacją?-zapytała, oparła się o framugi i zagarnęła włosy za ucho.
-Warunki pogodowe chyba nam sprzyjają- Uśmiechnąłem się lekko lecz pogardliwie.
-Nie żartuj sobie kochanie. Przecież tak dawno razem nie jedliśmy-Może to dlatego, że nie mogę przestać o niej myśleć? O tym, że wróciła? O tym, że Luna ciągle mnie kocha?
-Och, no dobrze aniołku-poczułem zapach jej malinowych perfum i od razu przypomniałem sobie nasze pierwsze spotkanie.-to ja przygotuje kolacje, a ty idź się wykąpać i przygotować.
po 1 godzinie
-Chache! Kolacja już gotowa!-Uśmiechnąłem się do siebie i popatrzyłem na pięknie przygotowany stół. Czerwony obrus, na nim 3 wysokie lekko stopione świece i białe wino wyglądały prześlicznie. Kurczak
dopiero wyjęty z piekarnika nie nadawał się jeszcze do jedzenia.
Spojrzałem na moje oparzenie spowodowane gorącą blachą i gdy się odwróciłem w drzwiach stała już cudowna Chach. Długa za kolano, czerwona sukienka mojej ukochanej przyprawiała mnie o dreszczy. Odkryty dekolt pięknie prezentował jej kształty, wysokie buty wydłużały i wyszczuplały jej nogi. Śliczny uśmiech rozświetlił jej lekko przypudrowaną twarz. Oczy zasłaniał luźny, kręcony kosmyk włosów, który nie załapał się do koka. Mimo to widać było kancik jej błyszczącego w światłach siec oka.
-Ślicznie wyglądasz kochanie-uśmiechnąłem się porywczo.
-Dziękuję-odpowiedziała delikatnie i usiadła na krześle. mimo tego, że od tylu lat byliśmy razem, nie mieliśmy jakoś tematów do rozmów. Wiedziałem, że w końcu zapyta... Zapyta o rodziców... A ja bedę musiał powiedzieć jej prawdę. Całą prawdę.
-kochanie?-zapytała ciekawsko.
-Tak-odpowiedziałem i poprawiłem sobie garnitur.
-Znamy się od tylu lat, a odkąd tu wróciłam nie widziałam się z twoimi rodzicami-Stało się to.zapytała się, kiedyś to musiało nastąpić. Poczułem nagle zimne dreszcze. Czułem się jak gdybym znów tam był. W tym czasie i w tym miejscu. Podczas tamtego dnia, tamtego wypadu...
•••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••
Kolejny szary wieczór za oknem. Deszcz stukał o runny, a wiatr przeraźliwie wył. Drzewa uginały się pod jego wpływem, biała, gęsta, mgła oplotła się wokół miasta i lasu. W pokoju zgasło światło. Burza odcięła prąd. Raz po raz słychać było coraz to mocniejsze grzmoty, uderzały coraz bliżej.Pomiędzy głuchymi odgłosami nawałnicy, słychać było stukot obcasów krzątających się po jasnej od świec i latarek kuchni. Dźwięk stawał się coraz głośniejszy. W reście smukła sylwetka Chach pojawiła się w dziurze po drzwiach, które miałem pomalować już 3 tygodnie tamu.
-Co z naszą wspólną kolacją?-zapytała, oparła się o framugi i zagarnęła włosy za ucho.
-Warunki pogodowe chyba nam sprzyjają- Uśmiechnąłem się lekko lecz pogardliwie.
-Nie żartuj sobie kochanie. Przecież tak dawno razem nie jedliśmy-Może to dlatego, że nie mogę przestać o niej myśleć? O tym, że wróciła? O tym, że Luna ciągle mnie kocha?
-Och, no dobrze aniołku-poczułem zapach jej malinowych perfum i od razu przypomniałem sobie nasze pierwsze spotkanie.-to ja przygotuje kolacje, a ty idź się wykąpać i przygotować.
po 1 godzinie
-Chache! Kolacja już gotowa!-Uśmiechnąłem się do siebie i popatrzyłem na pięknie przygotowany stół. Czerwony obrus, na nim 3 wysokie lekko stopione świece i białe wino wyglądały prześlicznie. Kurczak
dopiero wyjęty z piekarnika nie nadawał się jeszcze do jedzenia.
Spojrzałem na moje oparzenie spowodowane gorącą blachą i gdy się odwróciłem w drzwiach stała już cudowna Chach. Długa za kolano, czerwona sukienka mojej ukochanej przyprawiała mnie o dreszczy. Odkryty dekolt pięknie prezentował jej kształty, wysokie buty wydłużały i wyszczuplały jej nogi. Śliczny uśmiech rozświetlił jej lekko przypudrowaną twarz. Oczy zasłaniał luźny, kręcony kosmyk włosów, który nie załapał się do koka. Mimo to widać było kancik jej błyszczącego w światłach siec oka.
-Ślicznie wyglądasz kochanie-uśmiechnąłem się porywczo.
-Dziękuję-odpowiedziała delikatnie i usiadła na krześle. mimo tego, że od tylu lat byliśmy razem, nie mieliśmy jakoś tematów do rozmów. Wiedziałem, że w końcu zapyta... Zapyta o rodziców... A ja bedę musiał powiedzieć jej prawdę. Całą prawdę.
-kochanie?-zapytała ciekawsko.
-Tak-odpowiedziałem i poprawiłem sobie garnitur.
-Znamy się od tylu lat, a odkąd tu wróciłam nie widziałam się z twoimi rodzicami-Stało się to.zapytała się, kiedyś to musiało nastąpić. Poczułem nagle zimne dreszcze. Czułem się jak gdybym znów tam był. W tym czasie i w tym miejscu. Podczas tamtego dnia, tamtego wypadu...
niedziela, 1 września 2013
Stworzona dla mnie
Czasem nie warto patrzeć wstecz. Można tam ujrzeć błędy, które nigdy nie powinny pojawić się w naszym życiu. Nie można żyć przeszłością, ona nigdy nie powróci. Nikt już jej nie zmieni. Dlatego trzeba zacząć tworzyć idealna przyszłość, i nigdy nie starać się by była ona taka jak przeszłość. Każda chwila musi być inna, wyjątkowa...
••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••
-Hej-Spojrzała na mnie tym samym wzrokiem, jakim wtedy spojrzała Chach.
-Hej-Odpowiedziałem nie pewnie. W miejskim hałasie słyszałem tylko własny oddech i bicie serca. Nie chciałem kontynuować tej rozmowy, nie po tym jaką krzywdę w tedy mi wyrządziła.
-Słuchaj, bardzo się śpieszę. Może pogadamy kiedy indziej?-Miałem nadzieje, ze się nie zgodzi.
-Jasne! Bardzo chętnie! Może znów się spotkamy?-Takiej odpowiedzi się nie spodziewałem. Byliśmy parą przez 3 piękne lata. Ona naglę wyjechała i myśli, że po tym jak mnie skrzywdziła, będziemy mogli znów się umawiać?
-Znaczy się jako przyjaciele.-Szybko dodała widząc rozczarowanie i zdziwienie w moich oczach.
-Luna, naprawdę Cię lubię, znamy się od zawsze, ale ja już muszę lecieć.-Powiedziałem szybko by nie mogła nic dodać do swojej poprzedniej odpowiedzi i nie speszyć się jeszcze bardziej.
-Louis, ja wróciłam tu dla ciebie. Nie mogłam przestać o tobie myśleć, o nas...-To zdanie na długo utkwiło mi w pamięci. Zamyśliłem się. Czekałem na nią tyle czasu, tak bardzo ją kochałem, a ona teraz mówi mi, że jej uczucie do mnie nadal jest gorące? Założyłem słuchawki. Muzyka zagłuszyła wszystkie dźwięki dookoła, zagłuszyła ją i moje myśli.
-Ale Louis, zaczekaj! Proszę!- Nie obchodziło mnie jednak jej wołanie. Szedłem przed siebie. Nie obracałem się. Nie chciałem patrzeć się wstecz.
Kamienica wydawała się nie mieć końca. Światła uliczne oślepiały mnie swoim blaskiem. Wiatr świstał mocno po uszach. Mróz doskwierał mocniej niż zwykle. Nie zważałem jednak na to, moja młodzieńcza miłość właśnie wróciła i mówi, że ciągle darzy mnie uczuciem. W dodatku w tym momencie kiedy próbowałem założyć rodzinę.
••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••
-Hej-Spojrzała na mnie tym samym wzrokiem, jakim wtedy spojrzała Chach.
-Hej-Odpowiedziałem nie pewnie. W miejskim hałasie słyszałem tylko własny oddech i bicie serca. Nie chciałem kontynuować tej rozmowy, nie po tym jaką krzywdę w tedy mi wyrządziła.
-Słuchaj, bardzo się śpieszę. Może pogadamy kiedy indziej?-Miałem nadzieje, ze się nie zgodzi.
-Jasne! Bardzo chętnie! Może znów się spotkamy?-Takiej odpowiedzi się nie spodziewałem. Byliśmy parą przez 3 piękne lata. Ona naglę wyjechała i myśli, że po tym jak mnie skrzywdziła, będziemy mogli znów się umawiać?
-Znaczy się jako przyjaciele.-Szybko dodała widząc rozczarowanie i zdziwienie w moich oczach.
-Luna, naprawdę Cię lubię, znamy się od zawsze, ale ja już muszę lecieć.-Powiedziałem szybko by nie mogła nic dodać do swojej poprzedniej odpowiedzi i nie speszyć się jeszcze bardziej.
-Louis, ja wróciłam tu dla ciebie. Nie mogłam przestać o tobie myśleć, o nas...-To zdanie na długo utkwiło mi w pamięci. Zamyśliłem się. Czekałem na nią tyle czasu, tak bardzo ją kochałem, a ona teraz mówi mi, że jej uczucie do mnie nadal jest gorące? Założyłem słuchawki. Muzyka zagłuszyła wszystkie dźwięki dookoła, zagłuszyła ją i moje myśli.
-Ale Louis, zaczekaj! Proszę!- Nie obchodziło mnie jednak jej wołanie. Szedłem przed siebie. Nie obracałem się. Nie chciałem patrzeć się wstecz.
Kamienica wydawała się nie mieć końca. Światła uliczne oślepiały mnie swoim blaskiem. Wiatr świstał mocno po uszach. Mróz doskwierał mocniej niż zwykle. Nie zważałem jednak na to, moja młodzieńcza miłość właśnie wróciła i mówi, że ciągle darzy mnie uczuciem. W dodatku w tym momencie kiedy próbowałem założyć rodzinę.
Subskrybuj:
Posty (Atom)