wtorek, 29 października 2013

Stworzona dla mnie-15

    Stanęliśmy przed dużymi, metalowymi drzwiami. Zza nich słychać było głośną muzykę, śpiewy radosnych ludzi i tupanie butów, uderzających o parkiet. Czuć było nawet drganie podłogi, spowodowane ruchami.
-Gotowy?-Zapytała. Cicho zachichotała, nie czekając na odpowiedź nacisnęła, podłużną klamkę. Przez maleńką szparę, w drzwiach widać było jedynie kolorowe światła wpadające, do środka. Stanęliśmy  przed tłumem radosnych ludzi. Pomieszczenia było dosyć duże. W pokoju nie znajdowało się żadne okno. W kilku miejscach dobudowane były kolejne drzwi. W rogu na podwyższeniu stał D-J z wielkimi słuchawkami. Od czasu do czasu dodawał coś od siebie, a tłum, radośnie mu odkrzykiwał. Na przeciwko nagłośnienia stał mały barek, przy którym siedzieli nie znani mi ludzie. Po za nimi pozostali dobrze się bawili.
    W pewnym momencie wszyscy się zatrzymali i przestali tańczyć. Wzrok każdego, skierował się na nas. Światła reflektorów zgasły, a muzyka przestała grać. D-J przestał mówić przez mikrofon. Popatrzyłem się pytająco na Lunę, a ta tylko zaśmiała się donośnie, uniosła głowę, potrząsnęła włosami i pociągnęła mnie do środka. Wszyscy wrócili do zabawy. Stanęliśmy dokładnie na środku parkietu i zaczęliśmy razem tańczyć. D-J krzyknął: Rączki do góry i skaczemy! Wszyscy jak na rozkaz posłuchali się go. Kolorowe stroje tancerzy migotały po parkiecie. Było tyle osób, że nie dało się wykonać kroku bez otarcia o innego zabawowicza.  Muzyka była skoczna, nie mogłem przestać się ruszać. W bardzo szybkim tempie się zmęczyłem. Zacząłem dyszeć.
    -Może się czegoś napijemy?- zaproponowałem niemal krzycząc, do ucha Luny.
-Ok-krótko opowiedziała dziewczyna i pociągnęła mnie w kierunku baru. Przecisnęliśmy się przez tłum rozgrzanych i spoconych ludzi, usiedliśmy na wysokich, czerwonych krzesłach. Barman popatrzył się na kobietę, ta jakby dała mu znak kiwnięciem głowy. Przystojny, wysoki chłopak odwrócił się i wyszedł przygotować drinka.
-Jak to?-zapytałem z ciekawości
-Bywam tu dość często- odpowiedziała, a uśmiech przykleił się jej do twarzy. -To jak? Dobrze się bawisz?-kontynuowała.
-Świetnie-zaśmiałem się chichocząc. Po chwili przyszedł do nas z powrotem chłopak, w ręce trzymał małą metalową tackę, na której stały dwie, wysokie szklanki. Niebieski napój lekko drżał pod wpływem ruchów barmana i głośnych dźwięków muzyki. Do szklanki była przyczepiona mała karteczka z napisem ,,Wypij mnie'' Popatrzyłem się ze zdziwienia na Lunę.
-To dla efektu-Odpowiedziała marszcząc oczy. Barman podał nam drinki.
-Bardzo proszę.-Uśmiechnął się i puścił oczko do kobiety. Uznałem, że miało umknąć to moim oczom, dlatego nie pytałem się o nic. Wyjąłem rurkę z małego otworu w blacie i zamoczyłem ją w napoju. Za czym się zorientowałem moje usta, zatopiły się, w delikatnie ostrym smaku drinka.
-I jak? Smakuje Ci?-zapytała kobieta. Jako odpowiedź kiwnąłem głową i uśmiechnąłem się
-To moja ulubiona piosenka- radośnie krzyknęła dziewczyna. Złapała mnie za rękę i pociągnęłam za sobą na parkiet.
-A co z drinkami?-zapytałem pospiesznie, nie chciałem odrywać się od smaku, tego pysznego napoju.
-Przecież zaraz wrócimy-Szepnęła mi na ucho.
     Zaczęliśmy tańczyć. Nie zauważyłem, ale z każdym krokiem przybliżaliśmy się do siebie. Pod koniec piosenki jej piersi dotykały mojej klatki. Za czym się zorientowaliśmy D-J puścił wolny kawałek. Byliśmy tak blisko, że nawet słyszałem, bicie jej serca. Poczułem jej delikatne ręce na moich ramionach. Zaraz po nich, jej wargi dotknęły mojej szyi. Piosenka wydawała się nie mieć końca. Nie powstrzymałem się. Pocałowałem ją w usta. Był to najdłuższy i najnamiętniej pocałunek w moim życiu. Moje wargi nie chciały cofnąć się przed niczym. Czułem jakby miały własny rozum. Odłączyły się od mojego ciała i same zaczęły się poruszać. Nieziemski zapach jej skóry przyprawiał mnie o dreszczy. Mój apetyt, z każdym muśnięciem jej delikatnego ciała wzrastał. Zniżyłem się coraz niżej. Moje usta jakby spłynęły najpierw po jej policzku, szyj, piersiach.
-Louis!-krzyknęła, a ja nareszcie się ocknąłem.
-Ja... Prze...
-Nie tu.-przerwała mi i uśmiechnęła się porywczo. Odwróciła się tyłem i wskazała ruchem ręki bym poszedł za nią. Ja jakby zahipnotyzowany nie potrafiłem odmówić. Oderwałem stopy od podłogi i ruszyłem z miejsca. Nie zastanawiałem się nad tym co robię. Mój apetyt ciągle wzrastał. Chciałem ją mieć tu i teraz. Patrzyłem tylko jak jej długie, ciemne, puszyste włosy podnoszą się i delikatnie upadają pod wpływem ruchu.
     Doszliśmy do ściany. Luna dotknęła ją ręka. Chciała wyczuć drzwi. Wreszcie złapała za klamkę.
-Gdzie idziemy?-zapytałem, ale nie usłyszałem odpowiedzi. Przeszliśmy do innego pomieszczenia. Po chwili trochę zwolniliśmy, już nie biegliśmy, ale szliśmy. Zrozumiałem przez to, że nikt nas nie miał zauważyć. Znajdowaliśmy się w ciemnym korytarzu. Z jego ścian odbiegało mnóstwo drzwi. Na samym jego końcu znajdowały się ciemne, duże wrota. Nieco różniły się od innych. Weszliśmy do pomieszczenia. Pokój był mały, przestrzenny. Nie było w nim okien. Pod ścianą stało szerokie, dwuosobowe łóżko, na przeciwko niego, małe biurko z lustrem. Ściany były jasne, na suficie wisiała sama żarówka, odchodził od niej cienki kabelek.
    Kobieta podeszła do drzwi, zamknęła je na klucz. Nie potrzebowaliśmy słów, rozumieliśmy się jak nikt inny. Po chwili jej ciało dotknęło mojego. Byliśmy jednością. Popchnąłem ją lekko na ścianę. Nie chciałem zrobić jej krzywdy.
Moje wargi dotknęły jej ust. Delikatnie złapałem za jej nogi i podsadziłem ją do góry. Złapałem ją za uda. Obejmowała mnie za szyje. Miała nade mną pełną kontrole. Byłem już jej. Trzymając ją, złapałem mocno za jej pośladki i rzuciłem ją na łóżko. Byliśmy tam tylko my. Czułem jej oddech na klatce, słyszałem mocne bicie serca. Leżałem na jej ciele. Zacząłem rozpinać jej koszule, ona odpinała mi spodnie. Zrozumiałem w tedy o co chodzi jej, a o co mi. Trudno. Było już za późno, nie potrafiłem się opamiętać. Czułem się cudownie. Mogłem nareszcie odpocząć i wyluzować, chwile zastopować. Moje życie kręciło się tak szybko, że nawet nie zdążałem za nim biec. Świat dla mnie zawirował, moje serce biło mocniej niż zwykle. Zdjąłem jej bluzkę Zatopiłem wargi w jej piersiach.
•••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••
No dzisiaj taki troszkę inny rozdzialik :P Nie chciałam się już bardziej rozpisywać. I tak napisałam, dużo, no na pewno więcej niż w ostatnim takim podobnym rozdziale :) W tedy dostałam komentarz ,,Mogłaś napisać co się działo w tym łóżku hehe xD Miałabyś wtedy więcej komentarzy, bo ludzie lubią czytać pikantne opowiadania'' No to napisałam xd Mimo to nie jestem zadowolona z postu :P Ale musiałam go opublikowac bo dawno już nie wstawiałam rozdziału :)
NASTĘPNY POST PO 16 KOMENTARZACH :P

sobota, 26 października 2013

Urodziny :P

   Jestem z powrotem :P Miałam mała przerwę ponieważ troszkę narozrabiałam w szkole xD Ale to nic bo już po wszystkim i odbyło się bez większych kar ( w moim przypadku, bo moje koleżanki mają przerypane (strasznie pyskowały))
Na urodzinach było bardzo fajne ^.^ Nie bawiłam się tak świetnie od dawna! A co do tego chłopaka to jestem wkurzona -,- Okazało się, że w tedy kiedy on mi się podobał ja jemu też się podobałam ;/ No i to jest kolejny plus nie krycia swoich uczuć! UCZUCIA SĄ PO TO BY SIĘ NIMI DZIELIĆ! Najpierw oglądaliśmy horror ,,sinister''. Nie polecam go oglądać z znajomymi, :) ponieważ sam sobie nie jest straszny, tylko ma baaardzo duże napięcie, a wśród przyjaciół i wielkiej ilości śmiechu naprawdę nie będzie czego się bać! :P Znaczy ja się bałam (tylko trochę...) ale ja się wszystkiego boję. jestem strasznie naiwna i wierzę w e wszystko co dzieje się w filmach, po czym nie mogę zasnąć :P.
   Przy oglądaniu tego horroru miałam niezłą wtopę, a nawet dwie: po pierwsze, siedziałam koło tego chłopaka, oglądając, ja i mój paniczny strach wysypaliśmy na niego całą zawartość miski-chipsy, popcorn itp, po drugie tak się wystraszyłam, że się do niego przytuliłam (odruchowo) i zaczęłam piszczeć mu do ucha xd On oczywiście nie był na to zły, śmiał się z tego, jak i ja oraz reszta gości.
   Nie rozumiem, dlaczego tylko ja się bałam, podczas oglądania. Reszta dziewczyn i on (był sam jedyny z chłopaków xd) siedzieli spokojnie i sobie żartowali z tego filmu jak i z różnych innych głupot, które przyszły im do głowy :p (ja śmiałam się razem z nimi mimo to się okropnie bałam)
   Po filmie przyszedł czas na szampan i tort :) (Rzecz jasna nie pikolo xd ale mimo to wolałabym pikolo bo nienawidzę tych normalnych :P) Później graliśmy w butelkę (no powiem Wam, że dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy) Urodziny trwały do 23.20 (jakoś tak około) Potem wraz z moją przyjaciółką (z którą aktualnie jestem w stanie kłótni, ale nie chce o tym opowiadać) poszłyśmy do niej do domu i tam nocowałam. Było bardzo fajnie :) Gadałyśmy do prawie 4.00 w nocy xd
zwiastun filmu ,,Sinister'':)  - film producentów ,,Paranormal Activity'' i  ,,Noc oczyszczenia'' oraz reżyserii ,,Egzorcyzmów Emily Rose''. Uznany za jeden z najstraszniejszych horrorów ubiegłego roku. !Dla omylnych! To nie jest kryminał :P W filmie występują siły nadprzyrodzone. :)

Tak mniej-więcej wyglądał mój strój na tą imprezę xd Wiem, że zdjęcia są okropne, ale tak właśnie wygląda jakość zdjęć z mojego aparatu ;-;
Ale mi nogi grube wyszły ;_; 

Jak to się obraca? :P 



Zdjęć z urodzin, niestety nie mogę wrzucić bo koleżanki się nie zgodziły :P 

wtorek, 22 października 2013

Stworzona dla mnie-14

   Była piękna pogoda. Słońce raziło mnie w oczy. Upał doskwierał, mimo to nie zdjąłem bluzy. Nie mogłem. Ślady po żyletce były jeszcze świeże i bardzo widoczne. Z niektórych, nadal, delikatnie leciała krew. Ból na szczęście ustąpił, jednak głębsze rany przy najmniejszym nawet otarciu boleśnie szczypały. Czułem na sobie wzrok ludzi przechodzących obok. Oni wiedzieli co się wydarzyło. Bezpodstawnie mnie oceniali. Nie rozumiałem ich. Nie potrafili sobie wyobrazić przez co przeszedłem, jaki ból czułem, mimo to wiedzieli. Skąd? Założyłem okulary przeciwsłoneczne i kaptur. Chciałem być obcy, straszny. Kiedy ludzie się boją, nie wyrażają swoich opinii, nie publicznie. Mogli mnie widzieć, nie mogli wiedzieć kim jestem. Świat jest okrutny. Ludzie nie chcą rozumieć. Wolą patrzeć z daleka na czyjąś krzywdę i udawać, że nic o niej nie wiedzieli. Uważają, że jeśli słyszą wołanie o pomoc, a nie wiedzą skąd dobiega, nie muszą się w nie wsłuchiwać. To błąd. Czasem w najcichszym krzyku można usłyszeć najwięcej. Ja byłem przecież dumny. Podążyłem za bólem i cierpieniem innych. Uratowałem życie bezbronnej kobiecie. Miałem prawo do dumy. Inni o tym nie wiedzieli. Znałem swoją wartość. Nie obchodziło mnie zdanie wszystkich, pozostałych. To ja miałem mieć satysfakcje z swoich czynów, a nie inny. Przecież wygrana nie smakuje tak dobrze, bez stojących na jej drodze przeszkód. Z każdym upadkiem, wstajemy silniejsi i potrafiący wyżej skakać.
   Doszedłem do parku. Stanąłem obok wąskiej furtki prowadzącej do małego stawu. Opadające liście wierzb cudownie odbijały się w krystalicznie przezroczystej wodzie. Białe łabędzie pływały, omijając kolorowe kaczki. W pobliżu słychać było krzyki radosnych dzieci, łapiących żaby. To wszystko wydawało się być takie idealne, piękne. Nie możliwym było to porównywać do problemów i kłopotów drzemiących w myślach każdego dorosłego, poważnie siedzącego na ławce. Wybrałem cichszą drogę. Skierowałem się w stronę wąskiej ścieżki. Z każdym krokiem po niej drzewa wydawały się być ułożone coraz bliżej. Ścieżka jakby z każdym metrem była coraz węższa. Zdjąłem okulary. Z każdej strony otaczał mnie cień. Ku mojemu zdziwieni na końcu ścieżki widać było sylwetkę człowieka. Kobiety, znajomej mi -Luna- pomyślałem i zawróciłem. Szedłem powoli by nie zauważyła pośpiechu z którym tak naprawdę stawiam każdy krok. -skąd ona w ogóle się tu wzięła?
    Poczułem dziwne mrowienie na plecach. Zimna, kobieca dłoń dotknęła mojego ramienia. Oddech osoby przyprawiał mnie o dreszczy. Wiedziałem, że była to ona, Luna, jednak, mój umysł nie dopuszczał tej informacji. Odwróciłem głowę, a zaraz za nią całe moje ciało.
-Hej-powiedziałem, ze sztucznym uśmiechem
-Cześć-odpowiedziała mi z równie prawdziwym wyrazem twarzy.
-Co ty tu robisz?-zapytałem, nie oczekując odpowiedzi.
-Czekałam na kogoś-delikatnie się uśmiechnęła. W jej oczach widziałem dziwną beztroskę. Nie ujrzałem w nich dawnej radości. Zrozumiałem, że ona także, kryje więcej tajemnic, niż dotąd przypuszczałem.
-A ty?-Kontynuowała.
-Myślę.
-Nad czym?-zobaczyła mój nie zadowolony wyraz twarzy.-Chcesz się przejść?-dodała.
-Jasne...-niechętnie odpowiedziałem.
    -Dlaczego wróciłaś?-próbowałem znaleźć jakiś wspólny temat.
-Tęskniłam, wiesz... Tęsknota potrafi naprawdę zmienić człowieka i nastawić go do innych działań.
-Wiem-odpowiedziałem z własnego doświadczenia. Nie chciałem z nią o tym rozmawiać. Nie po tym co mi zrobiła. Jeszcze jej nie wybaczyłem. To za bardzo bolało.
-jak tam Chach?-zmieniła temat.
-Dobrze, a co tam w ogóle u ciebie? Masz kogoś na oku?-zaśmiałem się.
-Tak-odpowiedziała i popatrzyła mi się prosto w oczy. Szybko zerwałem nasz kontakt wzrokowy. Nie chciałem by robiła sobie nadzieje. Musiała to zrozumieć. Powinna dać mi więcej czasu..
     -Chcesz pójść w fajne miejsce?-Zapytała z chytrym ale słodkim uśmiechem. Stanęła do mnie twarzą w
twarz i znów to zrobiła. Popatrzyła mi się w oczy. Złapała mnie za rękę. Widząc kiwnięcie mojej głowy na zgodę, ruszyła parę kroków tyłem, po czym się odwróciła. Nie wiedziałem dlaczego się zgodziłem. To ten jej hipnotyzujący wzrok. Myślała, że uda się jej mnie opętać. Musiałem za wszelką cenę jej w tym przeszkodzić. Po dziesięciu minutach drogi, dotarliśmy przed niewielki kolorowy budynek. Stanąłem przed nim i popatrzyłem się pytająco na kobietę. Ona w znak odpowiedzi roześmiała się głośno i potrząsnęła włosami. Znów złapała mnie za rękę i wprowadziła do środka. Minęliśmy wysokiego, łysego, umięśnionego mężczyznę. Ku mojemu zdziwieniu on tylko kiwnął głową na jej widok i przepuścił nas przez małą, czarną bramkę. Nie miałem pojęcia gdzie jestem. Nigdy wcześniej mnie tu nie było.

Jak myślicie? Gdzie Luna go zaprowadziła? Co z tego wyniknie? Czy dojdzie do czegoś więcej? Odpowiedzi zostawiajcie w komentarzach i czekajcie na dalszą część! :P 

sobota, 19 października 2013

Impreza :)

Jestem znowu. :)
   Byłam wczoraj w mieście z koleżankami. Dzisiaj wybieramy się na urodziny :P Kupiłyśmy prezenty :) Ponieważ dziewczyna jest spokojna, nie zaszalałyśmy, znalazłyśmy jej skromne podarunki :) Jest odzwierciedleniem artysty, dlatego na liście prezentów pojawiło się płótno i farby akrylowe :P jej wizerunkiem ideału jest dobry uczeń, stara się mieć dobre stopnie, co oczywiście jej wychodzi. Uprosiła nas o kupienie jej słownika polsko-angielskiego. O.o Oczywiście spełniłyśmy jej prośbę i wydałyśmy całe 13 zł na książkę xd Osobiście nie chciałabym takiego prezentu ale przecież to jej dzień, więc to jej ma się podobać, a nie mi :P
   Trochę obawiam się tej imprezy, ponieważ jej kuzyn (starszy od nas wszystkich o rok) będzie na tych urodzinach. Jego obecność była by normalna gdyby nie to, że całe 2 miesiące temu szalałam za nim jak ta głupia. Teraz rzecz jasna uważam, że jest całkowitym idiotą i nie mam pojęcia dlaczego mi się podobał :)

Zdjęć pozostałych prezentów
nie będę wstawiac bo po co? xd
                                       Piosenka na dziś
                                       K. Bednarek-Dni
                                      których jeszcze nie 
                                              znamy

A na drugim planie miśki
 mojej przyjaciółki xd




W następnym poście dodam zdjęcia z urodzin i stroju w którym byłam :P

Stworzona dla mnie-13

     Nie wiedziałem co robię.  Byłem przekonany, że zaraz się wycofam i wyjdę ze szpitala, nie zamieniając słowa z moją matką. Czułem napływający strach i stres. Z każdym krokiem bliżej drzwi, napadała mnie coraz to, bardziej przekonująca myśl o rezygnacji. Stanąłem. Nie miałem zamiaru ruszyć się dalej. Nie chciałem znać prawdy. Bałem się, że jej zniosę. -Z resztą ja się o nią wcale nie prosiłem. To Chach. Może ona chce ją znać?  Ale na pewno nie ja!- Po mojej głowię wędrowały przeróżne myśli. Poczułem lekkiego kopniaka w tyłek i zaraz po tym usłyszałem spokojny głos Chach.
-Odwagi - delikatny uśmiech kobiety od razu nastawił mnie do innego myślenia. -Tak! To jest to! Odwaga... trudne słowo, a znaczy tak wiele. Dlaczego? Dlaczego to ona kieruje naszym życiem, obierając nam jakąkolwiek władzę nad nim? Dlaczego niektórzy mają jej więcej, a inni muszą cierpieć z jej braku? Jedno jest pewne. W każdym ona jednak drzemie, tylko trzeba ją uwolnić. Skoro mamy odwagę marzyć, kochać, ufać... Każdy ją inaczej interpretuje.
     -No idź już-Chach przerwała mi myśli.
-Co? słucham?-niedosłyszałem... Nie chciałem usłyszeć.
-No idźże!- Tym razem nerwowo powtórzyła kobieta.
-yhymn...-wyciągnąłem rękę, złapałem za klamkę i uchyliłem drzwi. Postawiłem pierwszy, nie pewny krok na korytarzu. Rozejrzałem się. Nikogo na nim nie było. Odetchnąłem z ulgą. Spojrzałem jeszcze raz by się upewnić. Korytarz był pusty. Jedynie na niebieskich krzesłach leżały jakieś paczki, na wieszaku wisiało parę kurtek, a na końcu wąskiego pomieszczenia stała chuda, blada staruszka. Poszedłem parę metrów na przód. I tam nie było mojej matki. Wróciłem do pokoju.
-No i co ty tu jeszcze robisz?
-No bo...
     -Nie po to dzwoniłam do Olivii żebyś teraz stchórzył!-Przerwała mi wpół zdania
-Czyli jednak po nią dzwoniłaś?! Wiedziałem! Sama by nigdy tu nie przyszła! Zapomniałaś? To moja matka! Ona nic dla mnie nie zrobi!- próbowałem udowodnić swoje racje.
-Louis! Ja chciałam dobrze...-złapała mnie za rękę
-Dlaczego nigdy nie rozumiesz moich potrzeb?! Dlaczego nawet nie próbujesz zrozumieć?-Odepchnąłem jej dłoń.
-Kochanie, proszę...-widziałem w jej oczach smutek. Rozumiałem, że chciała dobrze. Jednak... Jednak nie umiałem jej przebaczyć.
-Zawiodłem się na tobie. Miałem nadzieje, że znasz moje potrzeby i próbujesz czuć się w mojej skórze przy każdym dotykającym mnie problemie. Ale jednak różnimy się. Różnimy się za bardzo.
-Louis... ja, ja- nie mogła przełknąć tych słów. Widocznie jej zarozumiały honor na to nie pozwalał.
-przepraszam-dokończyła-ja naprawdę nie chciałam źle. Po prostu myślałam, że... Ech...
-Że?! Że co?! Myślałaś, że znasz mnie tak dobrze aby móc za mnie decydować, decydować o moim własnym życiu? Nie. Ty nic o mnie nie wiesz! Po cholere jesteś moją narzeczoną!- wtedy nie zdawałem sobie sprawy jak te słowa mogły ją zranić.
-Wyjdź!-usłyszałem donośny krzyk Chach, przechodzący w rozpacz i płacz.
-Ko... Kochanie przepraszam... Ja, ja nie mówiłem tego co myślałem. To emocje...-Nie odpowiedziała mi. Leżała na łóżku. Twarz zatopiła w poduszkę, jej włosy ułożone były w artystycznym nieładzie. Roztrzepane walały się po całym jej ciele. Słyszałem jedynie jej ciche i głuche łkanie.
     Zrzuciłem rzeczy z krzesła. Chciałem krzyczeć, ale nie potrafiłem. Łzy napływające do oczu odebrały mi mowę. Złapałem za bukiet róż, który jej przyniosłem. Ich kolce wbijały mi się w dłonie mocne je raniąc. Złapałem za parę główek kwiatów i zamaszyście je oderwałem. Spadające resztki róż rozsypały się po podłodze. Płatki rozwiały się na różne strony pomieszczenia. Odwróciłem się na piecie do tyłu, otworzyłem drzwi, trzasnąłem nimi i wyszedłem. Na korytarzu zobaczyłem zdziwioną i zakłopotaną twarz Olivii-mojej matki, byłej matki. Czyli jednak jeszcze tu jest. A gdzie była wtedy? Przed kłótnią? Gdzie była przez ostatnie dwa lata? Tak trudne dla mnie dwa lata?!
-Gdzie byłaś do cholery?!- Wrzasnąłem, a głuche echo rozniosło moje zachrypnięte słowa po korytarzu. Byłem cały czerwony. Z oczu ciekły mi łzy. Nie mogłem nabrać powietrza. Płacz i emocje utrudniały mi oddech.
-Gdzie?-powtórzyłem pytanie nie dostając odpowiedzi.
-Louis...-nie dając jej dokończyć, mocno kopnąłem w krzesło, aż to się przewróciło i wyszedłem z pomieszczenia.
    Na dworze była piękna pogoda. Słońce dochodziło w każdy zakamarek, kąt. Nigdzie nie było cienia. Skierowałem się w stronę parku.

piątek, 18 października 2013

Wstęp. Ciekawe początki :)

   Jak widzicie na blogu zaszło wiele zmian :P Usunęłam, niektóre zakładki, a parę dodałam :) Z listy stron zniknęły ,,cytaty'' , ,,inne'' i ,,wszystko'', a w zamian pojawiło się ,,kolorowo zakręcona'' i ,,pozostałe''. (Posty, które umieszczone były w usuniętych zakładkach zostaną przeniesione do ,,pozostałe'' ) Zmiany zostały spowodowane tym, że jak wykazała moja ankieta 65 % Was woli czytać blogi typu ,,pamiętnik'', a jedynie 35 %  opowiadania. Stworzyłam więc kolejną zakładkę aby podnieść liczbę wyświetleń na blogu.                    Postanowiłam jednak nie usuwać opowiadania ani go nie zawieszać. HISTORIA LOUISA BĘDZIE DALEJ KONTYNUOWANA. W tej zakładce będę pisała o moim ,,jakże interesującym'' życiu ale również o wielu ciekawych i inspirujących pomysłach. :) Jeśli pomysły nie będą mojego autorstwa pod postem będzie widniała nazwa witryny z której je pobrałam/ściągnęłam. Postaram się jednak aby takich przypadków nie było, a na blogu widniały jedynie moje dzieła :P

   Teraz trochę o mnie i o moim życiu. :P Więc tak jestem Natalia, mam 12 lat. (wiem, wiem co możecie sobie pomyśleć: Ale gówniara ;d ) chodzę do 6 klasy i niedawno pisałam próbny egzamin, ;_; który nie poszedł mi najlepiej...  Trenuje taniec nowoczesny. Słucham takich zespołów i wykonawców jak: Metallica, Nirvana, Imagine Dragon,  Nickelback, Masajach, Lady Pank,  Little Mix, Grubson i trochę Pezetu, Seleny Gomez, The Wanted i One Direction. Jak widzicie nie ograniczam się do jednego typu muzyki xd. Moimi zainteresowaniami są: jazda konna, rysowanie, (pod spodem parę rysunków), kocham zwierzaki i taniec no i bardzo lubię śpiewać ale niestety słoń nadepnął mi na ucho ;( Nie wiem co tu jeszcze napisać aby was nie zanudzić :) mam tyle pomysłów... W każdym razie posty na pewno będą bardzo ciekawe :)
Ech jak to się obraca? xd
No nic poznajecie tą postać?

Ale się wydłużyła? xd Wiecie kto to?

wtorek, 15 października 2013

Stworzona dla mnie-12

   Nie mogłem w to uwierzyć! Dlaczego ona mi to zrobiła?! Oparłem się o ścianę. Chciałem się uspokoić. Wyrównałem oddech, zamknąłem oczy i pomyślałem o dzieciństwie. Kiedyś wszystko było proste. Przypomniałem sobie mój ulubiony dzień z tamtego okresu życia:  
   Razem z Chach i Luną bawiliśmy się na podwórku. Właziliśmy na drzewa, skakaliśmy, biegaliśmy. Po mimo wielu ran, uśmiech nie znikał nam z twarzy, po mimo wielu upadków, wstawaliśmy i z jeszcze większym entuzjazmem bawiliśmy się dalej. Pamiętam moje myśli, dziecięce, proste, zabawne myśli. Wyobrażałem sobie,że jestem astronautą. Największy dąb na podwórku był moją rakietą. Wspinałem się i skakałem z niego. W końcu z niego spadłem. Próbując złapać równowagę i utrzymać się na gałęzi złapałem się za sznur na którym wisiało czyste pranie. Materiały razem ze mną wpadły w wielką kałuże. Wtedy jak oszalała z domu wybiegła mama z drewnianą miotełką. Pamiętam jak wystraszony, uciekałem, przez dobre półgodziny przed matką. 
   Z wspomnień wyrwały mnie myśli: miłość, ból, cierpienie, strach. Nie wiedziałem skąd w mojej głowie pojawiły się te słowa. Ale wiedziałem, że szybko o nich nie zapomnę. Dłuższą chwilę zastanawiałem się nad pojęciem miłość. Dla większości osób jest to taka drabina do szczęścia. Czym wyżej się wspinasz, tym trudniej jest ci patrzeć dół-w przeszłość. Czym dłużej po niej wędrujesz tym trudniej ci się z nią rozstać. Czasem drabina zaczyna się trząść, wtedy są dwa wyjścia. Albo razem z nią upadasz albo pozostajesz w górze. Tego drugiego nie można jednak uzyskać samemu, potrzeba: wsparcia, cierpliwości, zaufania i obecności drugiej osoby.
    Ocknąłem się. Stwierdziłem, że muszę upewnić się kto jest w środku. Może coś mi się przewidziało? Spojrzałem jeszcze raz przez szybę w drzwiach. Wtedy poczułem zimny wzrok Chach. Zobaczyła mnie, nie chciała mnie zobaczyć. Uśmiech z jej twarzy zniknął. Powiedziała tylko parę słów, których nie dosłyszałem po czym kobiety wyszły z pomieszczenia i kazały mi wejść do środka.
   -Nawet się nie przywitały... -Powiedziałem cicho do Chach i podałem jej bukiet kwiatów, który cały czas trzymałem w ręce - Dlaczego one tu są?-kontynuowałem.
-Przyszły same , chciały mnie odwiedzić.-Powiedziała spokojnie. Kłamała. Widziałem to w jej oczach. Zawsze mruży oczy, kiedy kłamie, zawsze załamuje głos, kiedy kłamie. Zawsze.
    Kobieta wstała z łóżka i podeszła do mnie. Wtuliła się w moja grubą bluzę i szepnęła mi do ucha:
-Kocham cię-stanęła na palcach i pocałowała mnie w policzek. Strzepnąłem jej długie, czarne włosy z twarzy i dotknąłem ustami jej szyi. Za czym zdążyłem jej odpowiedzieć, usłyszałem:
-One też cię kochają- Mówiąc te słowa, oczy zaczęły się jej świecić. Z wielkich, kryształowych, ciemnych, ślepi popłynęły jej łzy. Miała piękne oczy, najpiękniejsze. Popatrzyłem się na nią i pocałowałem ją w usta. Nie chciałem by czuła się źle prze zemnie. Kochałem ją najmocniej w świecie dlatego nie pragnąłem jej krzywdy. Wiedziałem co czuła. Rozumiałem, że myślała, że one mi ją odbiorą. Była zazdrosna. Zazdrosna w piękny sposób. 
-Louis-usłyszałem jej ciepły i spokojny głos-Idź do niej, wytłumacz jej.
-Ona nie zrozumie. -Wtargnąłem się jej w pół zdania.
-To twoja matka. Kocha cię. 
-Kocha ale inaczej, nie jak syna, jak bestie, jak morderce. Kocha miłością 9-latki-szczerą ale naiwną i prymitywną. 
-Nie prawda!-wtrąciła się Chach. Ona cię nie obwinia. Ona wie, że to nie była twoja wina. Kocha cie. 
-Miłość to tylko ucieczka od nienawiści, marna nazwa dla uczucia, nie gwarantuje wieczności. Ona mnie kochała.-Szepnąłem jej do ucha i odwróciłem się. Kiedy chciałem wyjść poczułem ucisk nadgarstka. Dziewczyna złapała mnie za rękę i przyciągnęła do siebie.
-Czy ty kiedykolwiek z nią o tym rozmawiałeś?-prawie wrzasnęła. Na to pytanie odpowiedziała jej jedynie głucha cisza. Pocałowałem ją w czoło i po chwili namyślenia odpowiedziałem.
-Nie, ale ja to wiem.-usłyszałem śmiech kobiety.
-Ona czeka. Nie zmarnuj tego. Nie każ czekać jej dłużej.-uśmiechnęła się i popchnęła mnie w stronę drzwi.  

niedziela, 13 października 2013

Stworzona dla mnie-11

     Poczułem zimne poty przechodzące przez moje ciało. Podniosłem delikatnie powieki. Światło bijące z okien chwilowo mnie oślepiło. Popłynęły mi łzy. Przez zmrużone oczy prawie nic nie widziałem. Nie wiedziałem gdzie jestem. Dość długą chwile zajęło mi ocknięcie się. Podniosłem się. Usiadłem po turecku. Byłem cały mokry. Z kranu nadal kapała woda. Spojrzałem na zegarek. Była 7 rano. Musiałem przespać całą noc. Wstałem z pod prysznica. Stanąłem przed lustrem, dopiero wtedy zobaczyłem zakrwawione płytki, dywanik, prysznic. Nic nie pamiętałem. Spojrzałem na rękę. Podniosłem zakrwawiony rękaw bluzy. Cały nadgarstek był we krwi. Przetarłem go wodą, wtedy przypomniałem sobie co się stało. Na mojej całej ręce widniały ślady żyletki. Na niektórych zdążył zrobić się strup. Dlaczego się nie wykrwawiłem? może leżałem na ręce, co zatrzymało dopływ krwi? A może to tylko moje szczęście? Chyba, że sam bóg tego chciał? Może jestem komuś potrzebny i nie mogę jeszcze umrzeć? Może mam jakąś ważną misje zleconą przez wyższych, którą muszę wypełnić? To pytanie na zawsze zostanie dla mnie zagadką.
    Usiadłem na ubikacji. Zrobiło mi się słabo. Chwilowo omdlałem. Jednak rany zabrały mi więcej krwi niż podejrzewałem. Gwałtownie wstałem i pobiegłem na tyle szybko ile pozwalała mi siła do kuchni. Stanąłem na palcach, otworzyłem górną szafkę. Nerwowo zacząłem przewracać wszystkie pudełka w niej schowane. Szybko jednak zrezygnowałem z takiej strategij ponieważ nic mi nie dawała. Szafka była zawieszona za wysoko, więc nie wiedziałem co trzymam w ręce. Po kolej zacząłem wyjmować wszystkie pojemniki. Podłożyłem krzesło i usiadłem na nim. Dogłębnie przeszukałem każde pudełko, ale w żadnym nie było bandażu. Rozwścieczony zrzuciłem wszystkie pojemniki na ziemie i poszedłem do sypialni. Otworzyłem szafę. Wyrwałem z niej pierwszą lepszą koszule i zacząłem ją drzeć. Owinąłem skrawkami materiału dokładnie cały nadgarstek i rękę aż do łokcia. Wyjąłem z szuflady czyste spodnie, bluzę i bieliznę. Przez myśl mi przeszło to, aby się wykąpać, ale po wczorajszym wyniku prysznica zrezygnowałem. Prawdę mówiąc, miałam chęć sięgnięcia znów po żyletkę, ale na myśl o bólu jaki odczuwałem równie szybko odrzuciłem ją odrzuciłem. Skierowałem się do łazienki. Po dziesięciu minutach wyszedłem z niej świeży i pachnący.                       Uczesałem i przylizałem lekko włosy, umyłem zęby. Skierowałem się do drzwi. Wyszedłem z mieszkania, zamknąłem je i zbiegłem po schodach. spojrzałem za zegarek, była dopiero 9.15. Wyszedłem z bloku i skierowałem się w stronę kwiaciarni. Kupiłem wielki bukiet róż dla Chach-czerwonych róż. Ponoć ten kolor tych kwiatów uważany jest za symbol nieśmiertelnej i wiecznej miłości. Zadowolony podążyłem do szpitala. Przechodząc obok kawiarni ,,Notte black'' zobaczyłem TYCH zakapturzonych trzech mężczyzn. Chwile przystanąłem i zamyśliłem się. Zerknąłem raz jeszcze na ich zimne i niewyrajające żadnych uczuć oczy oraz na spierzchnięte czerwone ręce trzymające małe torebeczki. Postanowiłem jednak odejść, ominąć ich. Chciałem zakończyć poprzedni rozdział w moim życiu.
      Po 10 minutach znalazłem się pod szpitalem. Wszedłem do środka, ominąłem rejestracje i skierowałem się do pokoju w którym leżała Chach. Przez duży, szklany otwór w drzwiach ujrzałem 2 znajome mi sylwetki kobiet. pomiędzy nimi dostrzegłem także roześmianą twarz Chach.
••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••
od autorki.
Znów przepraszam za liczne błędy ortograficzne i stylistyczne, ale nie miałam czasu by napisać ten rozdział. Wiem, że jest bardzo krótki. Wyjeżdżam na weekend do Krakowa, więc poprawie go w niedziele albo w poniedziałek :)

sobota, 12 października 2013

Bohaterzy

Chach
Czarnowłosa dziewczyna zdjęcie


26 letnia kobieta. Choruje na anoreksje.
W dzieciństwie przyjaźniła się z Luną i Louisem
 jednak teraz ich więzi znacznie się zmieniły.
Aktualnie jest narzeczoną Louisa. Zamieszkuje Londyn.









Louis




 Główny bohater alkoholik, narkoman
Także ma 26 lat. Boryka się z licznymi problemami
 np. depresją, schizofrenią. Mieszka w Londynie.








Luna
                                       

Trzy lata temu wyjechała do Niemiec
o celu znalezienia pracy.
Przed podróżą była w związku z Louisem
jednak wraz z wyjazdem musiała zakończyć związek,
przy czym okropnie zraniła chłopaka.
Teraz powróciła i próbuje odzyskać sympatie mężczyzny.
Obecnie mieszka w Londynie.

środa, 9 października 2013

Stworzona dla mnie-10

    Odepchnąłem ją lekko stopą. Popatrzyłem chwile na jej ostrze i schyliłem się po nią.Wiedziałem, że jestem zagubiony dlatego myślałem, że tylko ona może mi pomóc. Uważałem, że to jedyne wyjście, jedyna droga do szczęścia, moja jedyna nadzieja. Chciałem żeby to wszystko się skończyło. Codziennie prosiłem Boga o lepsze jutro, a skoro On nie mógł mi go dać widocznie było aż tak źle, że nawet sam Wszechmogący nie potrafił poradzić sobie z moim życiem.
-Nawet Bóg nie może mi pomóc, więc ja na pewno sam go nie naprawie.-myślałem.
-Ale chwila nie jestem sam!- wydarłem się. Ta myśl uniosła mnie na duchu.
-Jak nie sam?- moje uczucia się zmieszały.- Gdzie jest Chach? A gdzie mama? A tata? Ty chyba wiesz to najlepiej! Przecież sam go zabiłeś. Widziałeś jak umiera! Patrzyłeś na niego, patrzyłeś jak cierpi i nic z tym nie zrobiłeś! To wszystko przez ciebie. On nie żyje z twojej winy. Jesteś mordercą! Najpierw zabiłeś go, a teraz powoli zabijasz siebie! Nie jesteś godzien żyć! Nie jesteś wart niczyjej uwagi! Nikt nie będzie po tobie płakał więc po co żyjesz? Psujesz wszystko na czym ci zależy. Dla wszystkich będzie lepiej jak odejdziesz! Odejdziesz na zawsze!- Rozdarł się jakiś dziwny lecz znajomy głos w mojej głowie, a głuche echo rozniosło jego ostatnie słowa po łazience.
-Nie prawda! Kłamiesz! Ty zawsze kłamiesz! Dlaczego mnie tak bardzo nienawidzisz?-krzyczałem.
-Jeszcze pytasz dlaczego?-jego wredny śmiech rozproszył się po mojej głowie.-Zabiłeś go! To nie powód do nienawiści?-kontynuował ciągle mówiąc swoim sarkastycznym tonem.
-To nieprawda! to nie była moja wina! To ten pijany mężczyzna! To on go zabił! To ten cholerny mężczyzna!-Powtarzałem sobie cicho.
-Jeszcze próbuje zrzucić na kogoś winę! Słyszeliście?- w tym momencie pojawiło się więcej głosów. Śmiali się! Śmieli się ze mnie! - Jeśli to on, to dlaczego nie siedzi teraz w wiezieniu?-głos cały czas próbował mnie zdołować i zniszczyć.
-Bo! bo...-Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Właściwie nie miałem pojęcia gdzie jest teraz owy mężczyzna. Może to prawda?  Może głos ma racje? Może cały czas jedynie próbowałem wyprzeć z siebie winę zatajając prawdę?
    Złapałem za żyletkę. Chciałem czuć ból! Chciałem czuć ten sam ból , który wtedy czuł mój tata. Popatrzyłem na ostrze. Tak bardzo błyszczało się w świetle żarówek. Odbijała się w nim moja twarz. Nie to nie była moja twarz! Ja umarłem już dawno, umarłem w raz z tatą! To była twarz mordercy. Bezlitosnego, zazdrosnego, bezuczuciowego mordercy pragnącego zemsty i nienawiści. Oparłem się o ścianę. Pocierając o nią plecami zacząłem siadać. Klękałem coraz niżej. Przejechałam żyletką po palcu. Popatrzyłem się na nią jeszcze chwile, obróciłem parę razy by ostatni raz zobaczyć światło. Tak bardzo chciałem umrzeć. Podświadomie jednak wiedziałem, że pragnąłem jedynie spokoju, ciszy, miłości i Chach. Nie chciałem jednak słuchać podświadomości. Chciałem czuć ból. Widzieć krew. Poczuć, że jednak mam uczucia, że skoro mogę cierpieć potrafię także kochać. Chciałem tylko dowodów. Byłem jak dziecko. Potrzebowałem nadziei. Myśli, że Święty Mikołaj istnieje tylko po to, by odpowiednio cieszyć się z prezentu, po to by nie móc się go doczekać.
    Przejechałem palcem delikatnie po nadgarstku. Ostrze, które trzymałem w drugiej dłoni, lekko mnie ukuło. Nacięcie było jednak na tyle ostre by poleciała mi krew. Małe kropelki przecisnęły się przez zaciśniętą pieść.
Zacząłem zastanawiać się czy chce tego, czy che tego bólu. Złapałem w palce żyletkę. Zacisnąłem zęby i delikatnie przejechałem ostrzem po skórze. Żyletka była dość tępa, więc krew wydostawała się spod skóry powoli. moja mina przy tym była opanowana. Sam siedziałem spokojnie, jedynie zaciskając zęby, w duszy jednak krzyczałem i wołałem o pomoc. Zacząłem sobie powtarzać by dodać otuchy i wiary, że nie będę żałować czynności, które wykonuje. Za każdym nacięciem mówiłem:
-Za Chach, za tatę, za Lunę, za moje stracone życie, za ból, którego przyczyn nie rozumiem, za złamane serce.-Z początku szeptałem te słowa powoli, jednak z każdą minutą dźwięki były coraz głośniejsze, a nacięcia mocniejsze. Po paru minutach szepty przerodziły się w krzyki, a delikatne draśnięcia w głębokie rany-podobnie jak moje myśli i uczucia.
    Po chwili zrobiło mi się ciemno przed oczami. Widziałem jedynie światła padające na moją twarz. Nie wiedziałem co się dzieje. Moje myśli stawały się coraz czarniejsze. Ostatnia myślą jaka przeszła mi przez głowę, był obraz wielkiego, szerokiego i cudownego uśmiechu Chach. Dalej poczułem jedynie zimno kafelek ułożonych wzdłuż podłogi w łazience i ból wywołany uderzeniem głowy o ścianę. Zemdlałem.
•••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••
Od autorki
Oj coś mi ten rozdział nie wyszedł... Dużo powtórzeń... Masę błędów stylistycznych ;/ No cóż nie mam weny ;/ Może następny będzie lepszy :) x3

sobota, 5 października 2013

Stworzona dla mnie-9

    Następnego dnia wyszedłem ze szpitala. Pomimo ostrzeżeń ze strony Chach i doktora, nadal nie mogłem powstrzymać się przed chęciom podania sobie narkotyków. Byłem za słaby.  Nałóg, górował nade mną.
    Moje myśli gubiły się wśród wszystkich ulicznych hałasów. Każde, choćby najlżejsze szturchnięcie wprowadzało mnie w złość. Stałem się bardzo nerwowy. Chodź odczuwałem zmiany zachodzące we mnie nie sprzeciwiałem się im. Nałóg opanował całe moje ciało. Każdy ruch stawiałem z myślą o narkotykach. Wiedziałem, że muszę odnaleźć tamtych ludzi. Tych mężczyzn, którzy jak w tedy mi się wydawało zmienili na lepsze moje życie.
     O tej samej porze poszedłem pod kawiarnie ,,Notte black'' z nadzieją, że znów tam będą. Zdziwiłem się ponieważ w miejscu, w którym w tedy stali było pusto. Cień opanował znaczną część kamieniczki, a w promieniu najbliższych stu metrów nie było żywej duszy, co dziwne ponieważ w taki upał ludzie raczej kryją się w jak najchłodniejszych miejscach. Nie wiedziałem co z sobą zrobić. Nałóg mnie przeważał, był z byt silny, a ja zbyt słaby. Miałem ochotę krzyczeć, jednak przez resztki godności powstrzymałem się. Uderzyłem mocno pięścią o mur. Siła z jaką walnąłem o ścianę wywołała niesamowity ból. Zacząłem syczeć i zginać się z cierpienia. Oparłem się o mur i zacząłem zjeżdżać plecami coraz niżej aż usiadłem. Złapałem mocno dłonią nadgarstek i zacząłem ściskać go jak najmocniej potrafiłem. Bowiem wierzyłem, że jeden ból może ustać przez drugi.  Dolegliwość powoli ustawała. Wstałem, otrzepałem się, przetarłem prawie załzawione oczy i poszedłem na przód. 
     Dotarłem wreszcie do domu. Nie mogłem znaleźć kluczyków co wprawiło mnie w kolejny napad furii. Po 10 minutach złości i szukania domyśliłem się że Chach tamtego okropnego dnia wychodząc wiedziała, że będę chciał się dostać do domu przed jej powrotem więc na pewno zostawiła je pod wycieraczką. Szurnąłem butem po dywaniku. Klucz odskoczył na bok. Schyliłem się i go podniosłem. Otworzyłem drzwi. W domu nic się nie zmieniło. W końcu co miałoby się zmienić? Buty jak zawsze zostawiłem w malutkim korytarzyku obitym z każdej strony drewnianymi deskami. W wielkim lustrze stojącym na przeciwko mnie zobaczyłem własną sylwetkę. Przestraszyłem się jej. Nie poznałem siebie. Nigdy jeszcze nie byłem chyba tak zaniedbany. Rozczochrane włosy walały mi się po całej głowie w dziwnym, nieogarniętym nieładzie. Brudna, przepocona bluzka wyglądała jakby nigdy nie widziała żelazka. Po zobaczeniu tego obrazka od razu skierowałem się do łazienki. Zdjąłem ubrania i wgramoliłem się pod prysznic. Zobaczyłem leżącą pod moimi stopami żyletkę.
••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••
od autorki:
Wiem, że całe opowiadanie jest sformułowane bardzo naiwnie i banalnie. Podstawowa kolejność wydarzeń w życiu głównych bohaterów w każdym opowiadaniu wygląda tak samo jak w moim. Wiem to i za to przepraszam ale nie mam ostatnio weny. Przepraszam również za wszelkie pomyłki  w sprawach nałogu głównego bohatera, nigdy nie brałam narkotyków dlatego nie wiem jak to wszytko wygląda. :) Zapraszam do komentowania.

wtorek, 1 października 2013

Stworzona dla mnie-8

    Zapłaciłem odpowiednią cenę. Nie była ona niska, ale głos w głowię podpowiadał mi, że warto było.
Szedłem wpatrzony w ziemię. Ciągle myślałem czy dobrze robiłem. Czułem, że powoli się staczam. Bałem się, że przez moje czyny cierpieć będzie Chach. Próbowałem sobie wmówić, że mam do nich powody, że nie robię nic złego, że to tylko skutki uboczne zdarzeń na które nie miałem wpływu.W głębi serca wiedziałem jednak, że to nie powinno się nigdy wydarzyć, nie w moim życiu.
     Wyjąłem torebeczkę z narkotykami z kieszeni płaszcza. Mój wzrok utknął na dłoni trzymającej marihuanę. Nie wiedziałem co mam z nią zrobić, co mam zrobić ze sobą. Nie rozumiałem, że popełniłem błąd, którego skutki będą oddziaływać w przyszłości. Wiedziałem także, że jest za późno, że już go nie cofnę. Mimo to cieszyłem się, cieszyłem się jak małe, głupie dziecko. Postawiłem nowy krok w swoim życiu, nie wiedziałem jeszcze czy przez niego się cofnę, czy pójdę naprzód. To był jedyny plus tej sytuacji. Jak dobrze jest nie wiedzieć. Człowiek zawsze domaga się informacji i prawdy o danej sytuacji, a kiedy wreszcie ją usłyszy próbuje wywrzeć ją z pamięci. Zawsze doła by ją zrozumieć po czym wykorzystuje osobę, która o niej wie przeciwko niemu samemu. On chce po porostu wyprzeć się winy. Ja go rozumiem  w życiu nie jest zawsze tak prosto jak mogło by się wydawać, a każdy chce przeżyć je na całego bez żadnych konfliktów. Nie przeszkadza mu w tedy to, że kroczy po trupach swoich nawet najwierniejszych przyjaciół. Jeszcze nie rozumie, że traci to co było dla niego najcenniejsze. Ale nie musi się martwić skutki są i będą oddziaływać na niego samego, na jego charakter, czy na sposób myślenia z jakim dotąd funkcjonował. Prędzej czy później zrozumie swój błąd.
       Pomimo tego co mówiłem czy myślałem, nie rozumiałem swojej pomyłki. Miałem nadzieje, że następstwo czasu ustali inną kolejność wydarzeń i ominie mnie to co najgorsze. Myślałem, że skoro jestem na tyle mądry by wypowiedzieć te słowa, będę też na tyle mądry by wcielić je w życie przed czasem. Ale każdego mylącego czekają skutki jego błędów. To była chyba jedyna prawda jaką zdołałem zrozumieć.
       Nigdy nie miałem w ręce narkotyków, dlatego też nie wiedziałem jak się nimi posłużyć. Prosiłem jedynie, by dzięki nim wszystkie moje problemy zniknęły. Zastanawiałem się czy mam iść do szpitala czy wrócić do domu. Po chwili przemyśleń zorientowałem się, że jestem w innej, całkowicie odległej części miasta. Przez pewien czas miałem problem z ustaleniem mojego dokładnego położenia. Kiedy wreszcie domyśliłem się gdzie jestem zobaczyłem postać czającą się za murem.
      -Hej! Kto tam jest?-Krzyknąłem. Cisza. nikt nie odpowiedział.
-Halo? No przecież cię widzę!-Znów nic.
-Podszedłem bliżej.-Usłyszałem jakieś dziwne krzyki. Widziałem jedynie rozmazane postacie. Patrzyłem jak przez mgłę. Wtedy poczułem wrzynające się plecy sprężyny łóżka.
-Obudził się.-Usłyszałem spokojny głos Chache. Poczułem delikatny dotyk  jej zimnych dłoni. Z każdą chwilą widziałem coraz więcej stojących nade mną postaci.
-Tam ktoś jest! Ktoś mnie śledzi!-Krzyczałem jak oszalały.
-Cicho...-Za każdym razem odpowiadała mi Chach. Po chwili zacząłem sobie uświadamiać gdzie jestem.            Leżałem na szpitalnym łóżko. Na sobie miałem biały fartuch. Wokół mnie stali lekarze i Chach także w fartuchu.
-Co się stało?-dziwiłem się własnych słów i patrzyłem na otaczające mnie postacie nie dowierzając własnym oczom.
-Jestem z tobą.-Jako odpowiedź usłyszałem jedynie delikatny głos Chach.
-Ale co ja tu robię?-Kontynuowałem.
-Przedawkowałeś.-odpowiedział mi powoli lekarz
-Jak to? Co przedawkowałem?-nie mogłem uwierzyć w słowa, które właśnie słyszałem.
-Narkotyki-Odpowiedział mi spokojny, donośny głos medyka. Przecież jaaa, ja dopiero je kupiłem! jak to się stało? Dlaczego nic nie pamiętam?
-Od kiedy tu leżę?-pomimo wielu pytań interesowało mnie tylko to.
-Od dwóch godzin.
-Co? Ale jak to? Gdzie mnie znaleźliście? Co ja w ogóle zrobiłem? I co robi tu Chach? Dlaczego nie wypoczywa! Dlaczego?!-Wydarłem się jak opętany.
-Spokojnie panie Daniels. Pani Linton już może chodzić. Już prawie doszła do siebie po operacji, co prawda nie może jeszcze wyjść ze szpitala, ale może się swobodnie poruszać. A co do tego co pan tu robi przyszedł pan do nas sam. Wrzeszczał coś o jakiś krasnoludkach i kobiecie, że pana śledzą i chcą by pomógł im pan dowodzić wielkim na światową skale eksperymentem wojskowym.-Słyszałem w głosie doktora lekki śmiech drwiący z mojej sytuacji.
-Ale przecież to nie możliwe ja... Ja kupiłem narkotyki ale ich nie zażyłem! Ręczę za siebie, że nie wkładałem ich do ust.
-No pewnie, że nie do ust-zaśmiał się doktor-pan je wciągnął. -Nie wiedziałem do końca co się stało ale czułem ulgę. Wiedziałem, że jestem jeszcze pod wpływem narkotyków mimo to czułem się inaczej... lepiej. Byłem odstresowany. Przez następną godzinę czułem jeszcze wibracje, a widok i postacie rozmazywał się lekko, przy czym dźwięki zlewały. Potem dostałem okropnego kaca. Strasznie bolała mnie głowa i wymiotowałem.
-Kochanie?-usłyszałem głos Chach.








Snow Leopard Print Pointer